« powrót do listy aktualności

Dzień Domu w Zachełmiu 2013

Data dodania: 20 Maja 2013

Nie ma lekko.

Nie, nie będzie narzekania, wręcz przeciwnie, pozytywne pomarudzenie. Jesteśmy bardzo związani z górami nie tylko przez zamieszkiwanie pośród nich, też przez to, co z tego wynika, czyli pod górkę do szkoły, pod górkę koszenie i odśnieżanie, wygórowane rachunki za ogrzewanie, wodę i inne usługi. Więcej spalamy paliwa jeżdżąc na próby pod górkę, obtłukujemy i psujemy samochody na wąskich, górskich dróżkach, które coraz częściej są wyposażone w zakazy wszystkiego co przyjdzie do głowy: ruchu, wjazdu, skrętu, wstępu, ograniczeń tonażu, aby tylko ich nie naprawiać lub nie poszerzać.
To zdjęcie obrazuje tylko wąskość podjazdów, teraz ta droga ma nawierzchnię w standardzie europejskim.

Raz na ruski rok płaci się mandat i jeździ dalej, jak to od lat się czyniło, zapisując jego koszt w rubryce "podatki". Raz na 2 lata kupujemy łańcuchy i opony zimowe zgodnie z wszechobecnymi nakazami, aby zanadto nie odśnieżać. Wyjątkiem chyba jest Zachełmie i Przesieka, bo owszem zawsze odśnieżają i zakopać się zdarza najczęściej tuż przed domem, bo się nie odśnieżyło, tylko siedziało w samochodzie. Mimo to kochamy góry, chodzimy po nich wbrew zakazom, gdy tylko czasu wystarczy pomiędzy zarabianiem na owe opłaty. Nie jest to pokonywanie trudności. Ich w górach zwykle się nie pokonuje, cały czas są i dybią na wspinacza lub wędrowca bez przerwy, nie przejmując się wcale tym czy ktoś je pokonał czy nie. Jest to ciagłe przebywanie w utrudnionych warunkach wśród gór, niebezpieczeństw, przepaści finansowych, spadających kamieni i wiejących, porywistych wiatrów.

Wszyscy znamy stereotyp górala podhalańskiego: twardy, zacięty, wytrwały, silny, samodzielny, zaradny filozof. Podobno górali karkonoskich nigdy nie było i nie ma, a na tym zdjęciu to pewnie tylko misie.

Ale warto i chcemy tak żyć, bo każdy krok, nawet parocentymetrowy przechwyt i każdy dzień dają podwójną satysfakcję i w pięknych przyrodniczo- krajobrazowych okolicznościach nadają sens życiu w o wiele większym stopniu niż np. zdobycie pilota TV przed kolejnym meczem albo siedzącego miejsca w tramwaju.

To wszystko reprezentujemy i o tym śpiewamy np. w piosence "Idź na Przełęcz":

1. Z milczącym wzrokiem mijamy ludzi
Ciągle zmęczonych życiem bez snu
Za ciasne zaułki, zbyt tłoczne chodniki
Noc szybko zapada po kolejnym dniu.

Szare kolory nieba w świetlikach
Zmierzch purpurowo zstępuje na bruk
Bębnią w rytm tanga odgłosy za ścianą 
W niewoli biurowców pozorny trwa ruch.

Refren: A ty wstań, wstań, wstań
Nie zastanawiaj się
Którą drogą będziesz dziś
Wspinać się na góry szczyt

A ty idź, idź, idź
I nie zatrzymuj się
Nawet gdybyś stracić miał
W życiu najcenniejszy skarb.

2. Zaklęta w kamień myśl gdy zastyga
Przedziera się przez krzyk i przez szum
Nagle na drzewie kwiat wiśni zakwita
I mruga do słońca przez ludzki tłum.

Cień się majestatycznie znów skraca
Ptak o wolności zaśpiewał coś
Cieplej i milej z nadzieją powracać
Lepiej Ci jest gdy odrzucisz złość.

Refren: A ty wstań, wstań, wstań...

3. Świat po horyzont wolno się kręci
Z niebem złączony u naszych stóp
Przez mgły jak miraż drgający się świeci
Pejzaż odległy, Twój obraz ze snów.

Przenikniesz skały, przekroczysz przełęcze
Sypniesz po halach miłości proch
Wszystko co widzisz i czujesz swym sercem
Pomaga pokonać smutek i strach.

Refren: A ty wstań, wstań, wstań...

Podejrzewam, że wszystko co powyższe, przenosi się obecnie również na kulturę muzyczną, nie tylko karkonoską. Ten teren też pokryty jest górami, dolinami, przełęczami, po których pewnie będziemy chodzić bardzo długo, bez pomocy z zewnątrz, zwłaszcza od niskopiennych. To w górach jest oczywiste. Nikt nikogo już na szczyt nie wnosi, a i przedwojennemu tragarzowi lektyki nikt nie pomagał nieść.

Instytucje kulturalne zdaje się, nie są zdolne, aby działać zgodnie z ich przeznaczeniem, wspierając i umożliwiając realizację ludzi utalentowanych, pełnych chęci i zapału, których jest w naszym kraju większość, chociaż nie każdy w tych warunkach siebie o to podejrzewa. Nie mając pieniędzy na nic więcej niż na niezburzenie budynku i nie zwolnienie pracowników od Ministerstwa Kultury, liczą na fundusze unijne, rozdawane tak na prawdę wcale nie za darmo i nie każdemu. Aby zorganizować koncert należy znaleźć odpowiedni program, grant, odpowiedniego operatora, bo często oni zajmują się "rozdawaniem". Przypomina to do złudzenia wędkę leżącą na wystawie zakratowanej witryny. Następnie pracownik, często oddelegowany wyłącznie do takiej pracy, miesiącami opracowuje projekt, dobrze gdy ma sprawdzone podkładki, składa go w wyznaczonym czasie- nic prędzej się nie da. Po 4 miesiącach, odpowiednia komisja punktuje projekty i wybiera paru beneficjentów, szczęściarzy, którzy dostają promesę i już po paru miesiącach od realizacji projektu otrzymują zwrot znacznej części wydatkowanych środków.
Wszystko to mogłoby być do zrozumienia w przypadku dużych projektów, polegających na rozbudowie obiektów lub nawet ich wyposażeniu. Inaczej jest jeżeli chodzi o jeden, mały lub niemały koncercik, na którym wykonawcy grają za darmo, bo są amatorami, bo nie zależy im. Pewnie bez tego nie miałby kto zapłacić pracownikom ochrony, szatniarzom, za prąd, za ogrzewanie. W związku z tym to, co widzimy na plakatach i jeleniogórskich scenach jest w dużej części efektem starań sprzed minimum 8- 10 miesięcy, a więc pewnie już nieaktualne, dotyczące tych, którzy się zgodzili zaistnieć dopiero za taki czas, przewidując niezmienność repertuarową, stylu, brzmienia itp. Nie wpływa to dynamicznie na rozwój muzycznych ambicji, aby chociaż dogonić poziom europejskiej czy amerykańskiej kultury, a co za tym idzie, również na wzrost zainteresowania u publiczności. Coraz mniej ludzi przychodzi na koncerty. Granie dla 2 osób nie należy do rzadkości, ale gdyby uzyskać na promocję imprezy sporą dotację, uzbierałoby się może nawet parędziesiąt słuchaczy. Ta najlepsza muzyka oczywiście sama się bronić powinna, chociaż z powodu biletowania, frekwencja też czasem niedomaga np. koncert Comy w Oriencie lub Raz Dwa Trzy w Teatrze.
A wszyscy nieznani amatorzy, półamatorzy, muszą zejść pod ziemię i do własnych garaży. Od paru miesięcy ponad 300- osobowa grupa facebookowa, złożona z osób z Jeleniej Góry chcących grać i się realizować muzycznie, bezskutecznie szuka małej salki na próby.

Dlatego zapraszamy na zupełnie niedofinansowane, prywatne, świeże, aktualne wydarzenie w Agro- Tour- Farm, w Zachełmiu, 25 maja pod nazwą Dzień Domu. Nikt tu nic nie zarabia, wykonawcy przybywają własnym sumptem- od 200 m- 120 km. Kosztem jest ich wysiłek i zaangażowanie górali karkonoskich, który może być zwrócony natychmiast przez licznie przybyłą publiczność, w formie aprobaty dla takich pomysłów i jako kredyt nadziei na następne. Jeśli nie przyjdziesz, najprawdopodobniej nie będziesz miał już okazji.


To są ci, którzy oddają Wam chętnie swój czas w sobotę, parę złotych na paliwo i mnóstwo talentu oraz pracy przy jego szlifowaniu, nie oczekując nic w zamian poza miłą, życzliwą atmosferą:

Kazimierz Hołyszewski- inicjator, właściciel domu Wilma, pod którym będzie się to działo, dobry duch i propagator tego co w Karkonoszach dobre i ciekawe,

Małgosia Kowzan- poetka, poduszkarka, ze wszystkiego uszyje poduszkę albo ułoży wiersz, albo i jedno i drugie. Wszędzie jej pełno, jednego dnia potrafi zaorać pole, zasiać orkisz, wystąpić na wieczorze autorskim, uszyć i następnie wystawic poduszki na jarmarku regionalnym,

Zespół Szyszak- projekt totalny tak bardzo, że czasem wydaje się, że wystarczyłoby nam wyjść na scenę i tylko trochę postać, by było widać o co nam chodzi. Tak się nigdy nie dzieje, a najcześciej nawet zagrać nie wystarczy.

Paraluzja- znana bardziej niż wszyscy tu razem wzięci, również jako "Moon Eyes", bardzo aktywnie podchodzą do swojej autorskiej muzyki, grali chyba już wszędzie poza Zachełmiem. Konia z rzędem temu kto określi ich styl,

Jacek Borowicz- zawsze śpiewał i po wybraniu kariery naukowej, chętnie rozdawał autografy do indeksów studentkom, tuż po koncercie klubowym swojej postpunkowej kapeli "Przyjaciele Stefana",


Bądź Ciszą- przykład na to jak tkwiące w człowieku talenty mogą szybko rozbłysnąć w każdym momencie życia, jeśli się do nich dotrze. Wystarczyło spotkanie z instrumentami, tomik poezji Małgosi i w krótkim czasie, mimo jego notorycznego braku, powstał niedługi, kojący melodyjnością oraz wokalem Magdy program. Będzie to absolutny debiut, chociaż zespół składa się z trzech Szyszaków oraz Magda i Irek, występujący kiedyś w "Thunder Riff" .


Nie wylewajcie dziecka z kąpielą i przyjdźcie na te koncerty. My wszyscy wyżej wymienieni, tam też dla Was będziemy na pewno.

Witek

To jest przesłanie organizatora Dnia Domu, Kazia Hołyszewskiego:


Dom.

Ileż myśli przebiega przez nasze głowy, gdy to słowo wymawiamy?...

To tu przecież większość z nas po raz pierwszy ujrzała świat, tu także niejeden z nas zobaczy go po raz ostatni...
Dwie chwile w życiu każdego człowieka połączone nicią jego biologicznego trwania, najczęściej trudnego i pracowitego, pełnego wyrzeczeń, lęków, przeplatanego jednak chwilami szczęścia i radości.
W czterech ścianach domu uzyskujemy pierwsze informacje o tym, co wokół, tu też, mozolnie przez matkę i ojca układany, powstaje fundament naszej człowieczej kondycji, tu otrzymujemy szansę, by poznać, kim naprawdę jesteśmy.
To jest także jedyne miejsce, gdzie czujemy się bezpieczni i dokąd uciekamy w popłochu, gdy życie da nam w kość... Tak jest także wtedy, gdy stworzyliśmy i posiadamy już własne domy.
Losom ludzkim nieobce jest też jedno z najstraszniejszych doświadczeń: Utrata DOMU. Trawestując swobodnie mistrza Renesansu można by rzec:

Domu rodzinny!
"Ile cię cenić trzeba
ten tylko się dowie, kto cię... stracił"

My, tu żyjący potomkowie kresowiaków doskonale wiemy, co oznacza taka utrata. To jest trwający kilka pokoleń swoisty letarg, pomieszanie doświadczenia krzywdy z niejasnym poczuciem winy. Tak, winy: przecież KOGOŚ wypędzono, byśmy MY, także wypędzeni mogli TU zamieszkać... Ale - jak budować przyszłość na świadomości, że byt w nowym miejscu efemeryczny?... Że może przyjdzie nam ten wzniesiony nie naszymi rękami dom, to miejsce - przecież piękne i przyjazne - kolejny raz opuścić?...
Jedyne, co nas przez dekady łączyło, to lęk, że "przyjdą i odbiorą, wypędzą na tułaczkę" Stracimy DOM! Pamiętam ten lęk, który paraliżował, nie pozwalał przez całe lata rozpakować na dobre naszych kufrów i tułaczych tobołków...
Właśnie to poczucie tymczasowości obciążałbym odpowiedzialnością za wielowymiarową degradację tzw Ziem Odzyskanych oraz przybyłych tu osadników.
Ówczesna oficjalna propaganda starała się przekonywać, że to przecież "akt historycznej sprawiedliwości", że my teraz tutaj "u siebie".
ONI? Oni rozpętali najstraszliwszą z wojen i niech mają za swoje!...

Ciekawe, że w podobny sposób w czasie realizacji tzw reformy rolnej przekonywano chłopów, by sięgali odważniej po "dworskie". Czynili tak niemal wyłącznie ludzie wsłuchani w nauki Jakuba Szeli, czyli spadkobiercy moralni tego "galicyjskiego rzeźnika" z czasów Wiosny Ludów... Inni wzdragali się, powstrzymywani wywiedzionym wprost z Dekalogu porzekadłem "nie twoje? - nie rusz!"
Ta może nieco obszerna dygresja pokazuje po raz nie wiem już, który, że wojna nie wystawia na ogół rachunku politykom. Weksle płacą maluczcy, zaś możni - oni gotują nam nowe wojny i wojenki.
Domy budujemy, kupujemy, czasem niszczą je żywioły, nierzadko ludzka ręka. Przechodzą z rąk do rąk i żadna handlowa transakcja, jakiej dokonują między sobą ludzie - nie posiada równie uroczystej oprawy i świadectwa, jakie przydaje tej transakcji autorytet i majestat państwa. Wybudować dom, kupić dom... To jedna z najważniejszych cezur w życiu każdego człowieka, każdej rodziny. Potem - wszystko jest prostsze, bo "przecież mamy już DOM, mamy gdzie mieszkać"...
I toczy się nasze życie: w domu, z domu, do domu, dla domu, koło domu, ale nie - BEZ DOMU. Bez domu można jedynie... wegetować. Czy więc tego wszystkiego nie dość, by ustanowić Dzień Domu? Święto Domu?
Ma swe święto taki np.... ziemniak, obchodzimy (i słusznie!) Dzień Chleba czy nawet kurczaka (Chicken Day).
Mamy przede wszystkim różne święta i rocznice religijne, historyczne, patriotyczne , słowem - z samych wyżyn patosu. Jest tak, ponieważ potrzeba świętowania jest równie stara, jak ludzkość. Uczyńmy tedy Dzień Domu i niechaj nim będzie ostatnia sobota maja, która w tym roku wypada dnia 25-go.
Cieszmy się naszymi domami, tymi nowiutkimi, pachnącymi świeżością, ale także i starymi, bądź bardzo starymi, wymagającymi od nas szczególnej troski i miłości, bo są świadectwem minionych pokoleń a w tym sensie - ponadczasowe.
I niechaj tego dnia nasza serdeczna myśl popłynie w stronę tych wszystkich na świecie, których zły los pozbawił najważniejszej dla człowieka kotwicy, jaką jest - DOM.